Capo z licencją

45,00  z VAT

Im więcej parafek i podpisów, tym mniejsza odpowiedzialność, bo przecież w na­szym kraju nie było jeszcze takiego przypadku, żeby kogoś zamknęli za kiepski kontrakt, a jak na końcu podpisze minister, to już na pewno żaden prokurator tego nie podważy!

99 w magazynie

Waga 1 kg
Kod produktu:

rank

rankvotes

Dostawa:

views

Autor: Rajmund Pollak
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 432
Rozmiar: 17 x 24 cm
Okładka: miękka, szyta, klejona

Capo z licencją to wartka opowieść o początkach tzw. transformacji w Polsce. Wielka historia przeplata się z życiem codziennym, jego radościami i dra­matami, a patos – z dużą dozą humoru. Pracownicy Fabryki Aut, doświadczeni przez komunę, zderzają się z rzeczywistością kapitalizmu reprezentowanego przez potężny koncern samochodowy z Włoch przej­mujący ich zakład.

Na kartach powieści spotkamy, malowniczo opisanych przez autora, przedstawicieli ówczesnej polskiej nomenklatury, kadrę zarządzającą włoskim koncernem, pracowników Fabryki Aut oraz Joannę i Krzysztofa, tłumaczy, za sprawą których w powieści pojawia się wątek miłosny.

Oto niektórzy z nich:

Aleksander Orzechowski, prezes centrali handlu zagranicznego, przedstawiciel nowej nomenklatury, wykształcony, szczupły, wysportowany i gładki w obyciu;

Grzegorz Jodłowski, dyrektor ekonomiczny w Fabryce Aut, jowialny, niezbyt wykształcony i z dużymi brakami w obyciu;

Bronisław Koc, który wcześniej doprowadził do upadku fabrykę w Ursusie, a teraz jest dyrektorem naczelnym Fabryki Aut;

Senator Martinelli, potomek rodziny produkującej broń dla hitlerowskich Niemiec, szef wszystkich szefów we włoskim koncernie samochodowym;

Papra, niski Włoch na wysokim menedżerskim stanowisku we włoskim koncernie;

Wacław Beskidzki, główny dyspozytor w Fabryce Aut,  w sposób lekceważący traktuje idee marksizmu-leninizmu, jest szanowany przez załogę;

Bertello, kierownik relacji zewnętrznych we włoskim koncernie, który wprowadza Polaków do tajemniczego salonu antystresowego w Mediolanie;

Artur Dobrowolski, specjalista do spraw technicznych, bezpartyjny;

Krystyna Stańczyk, zaradna, przekorna i pyskata sekretarka dyrektora Koca.

Być może Czytelnicy odgadną prawdziwe postaci, które kryją się pod tymi nazwiskami, bowiem opisana przez autora historia wydarzyła się w Polsce w latach 1987-1993.

Rajmund Pollak jest rodowitym bielszczaninem, mgr. inż. mechanikiem. W przemyśle motoryzacyjnym przepra­cował 30 lat. Wydał dwie książki: Siła przebicia (Antyk 2000) i Polacy wyklęci z FSM za komuny i podczas włoskiej in­wazji (Editions Spotkania 2016).

Fragment powieści

– Kto ci dał dyplom z ekonomii? Czyżbyś go kupił na krakowskim rynku albo dostał za elaborat o wyższo­ści gospodarki socjalistycznej nad rynkową? Podziel sobie 999 milionów dolarów za licencję przez 2700 dolarów za samochód, to ci wyjdzie po zaokrągleniu 370 000 samochodów za darmo! Przepraszam, nie za darmo, tylko za rulon kalki technicznej i udaną prezentację konstruktora Baidali! – zdenerwowany Koc znowu zaciągnął się papierosem. Jodłowski na­tomiast trzęsącymi się rękoma wyciągnął kalkulator i trzy razy dla pewności dokonał tego samego dziele­nia, po czym zaklął:

– O k…wa, rzeczywiście, to wychodzi 370 tysięcy aut! Co my teraz zrobimy? Przecież na cenę licencji już wyraziliśmy wstępną zgodę.

– O jakiej wstępnej zgodzie pieprzysz? Przecież osobiście uścisnąłeś dłoń Meana na znak zawarcia transakcji, a wyglądałeś przy tym tak, jakbyś go chciał jeszcze w dupę pocałować! Nie wiem, czy na­wet zauważyłeś, że Włosi dość skrupulatnie to całe zdarzenia sfotografowali!

– No… niby racja, ale przecież niczego jeszcze nie podpisałem i mogę ostatecznie się wycofać.

Prezes Bolmotu złapał się za głowę:

– To ciebie na tych studiach marksizmu-leninizmu i ekonomii socjalizmu nikt nie nauczył, że najpierw się trzeba zastanowić i dobrze przeliczyć różne wa­rianty, a dopiero potem ściskać ręce po kupiecku?! Teraz to jest po ptokach! Jak się rzekło słowo, to nie można się wycofać, bo wyjdziemy na idiotów, i to na skalę międzynarodową!

Ekonomiczny zaciągnął się papierosem, popatrzył w sufit i głęboko westchnął, jakby ta właśnie wiado­mość przyniosła mu ulgę, po czym oświadczył:

– Nie ma czym się martwić, w końcu to przecież nie będą nasze prywatne pieniądze, a Polska jest już tak zadłużona, że tych dodatkowych dziewięciuset dzie­więćdziesięciu dziewięciu milionów dolarów nawet nikt nie zauważy!

Naczelny miał nadal jednak obawy:

– A jeśli zauważy jakiś prokurator?

Prezes Bolmotu go uspokoił:

– Teraz prokuratorzy mają ważniejsze sprawy. Od­kąd Jaruzelski ogłosił amnestię i razem z niektórymi więźniami politycznymi kazał wypuścić kryminali­stów, przestępczość pospolita wzrosła! Przy tej okazji wszystkim współpracownikom SB darowano też ich przekręty gospodarcze i kryminalne. Prokuratorzy nie nadążają z umarzaniem spraw, bo co złapią zło­dzieja, to okazuje się, że jest tajnym informatorem SB i trzeba go natychmiast wypuścić! Który prokurator miałby teraz czas analizować cenę licencji, ustaloną przez wysokich specjalistów z branży motoryzacyjnej i w dodatku zasłużonych członków PZPR, którzy na­wet w stanie wojennym nie wystąpili z partii?

Bronisław Koc dał się przekonać, jednak dla pewności zapytał:

– Jednak my tylko parafujemy, podpisywać będzie ktoś na szczeblu rządowym?

Aleksander Orzechowski, już zniecierpliwiony, odpowiedział:

– Ależ oczywiście! Im więcej parafek i podpisów, tym mniejsza odpowiedzialność, bo przecież w na­szym kraju nie było jeszcze takiego przypadku, żeby kogoś zamknęli za kiepski kontrakt, a jak na końcu podpisze minister, to już na pewno żaden prokurator tego nie podważy!

Recenzje

Na razie brak recenzji produktów.

Napisz pierwszą opinię o “Capo z licencją”

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *